Alko i inne używki

 Niby wszystko jest dla ludzi tylko liczą się proporcje. Dla niektórych alkohol to nie ucieczka przed problemami lecz trunek pozwalający delektować się chwilą - dobrej jakości i pity z umiarem.

Gorzej, gdy granice zdrowego rozsądku zacierają się, gdy inne rzeczy przestają być ważne, gdy coś w środku gniecie tak bardzo, że szuka się tylko ulgi i chwili zapomnienia. 

Tylko, że problem wcale nie znika. Za to pojawiają się kolejne.. długi, psychozy, wyrzuty sumienia, wstyd, ból. I jeśli wtedy nie znajdzie się antidotum, innego sposobu na ukojenie wewnętrznej rozpierduchy to zaczyna się tonąć.

Mimo genów i nieidealnego wzorca w rodzinie zapach wódki wywołuje u mnie odruch wymiotny. Na szczęście (w nieszczęściu) kojarzy mi się ona tylko z problemami - ze zmianą zachowania ukochanego taty w kogoś nieprzewidywalnego i obcego, z utratą kontroli i świadomości i konsekwencjami tego stanu..

Co innego wino. Smakuje mi, odpręża, usuwa blokady w mojej głowie, znieczula, pomaga błogo zasnąć. Wiem jednak, że choć z pozoru niewinne potrafi również pociągnąć w dół. 

Chyba właśnie z powodu problemów ze snem stało się swego czasu moim wieczornym kompanem. W porę zdałam sobie sprawę, że to równia pochyła, że potrzeba wieczornego chilloutu z kieliszkiem zaczyna być koniecznością.

Przestraszyło mnie to i znalazłam sposób na wieczorne wyciszenie  w książkach i filmach. Ukojenie przynosi mi też ciepło psa czy kota, z którymi dzielę wyrko, choć najbardziej błogo zasypiam wtulona w mężczyznę któremu ufam..

Jednak miłość to też używka. Mieszanka hormonów i emocji, które potrafią silnie uzależnić. Wszystko gra, gdy jest to dobra miłość, z właściwą osobą u boku, a nie z kimś kto powoduje życiowy rollercoaster i psychiczną rozpierduchę..

Tym co kiedyś pociągnęło mnie prawie do dna była amfetamina - źródło mojej mocy i siły, na chwilę otwierająca umysł i dająca poczucie bycia ponad wszystkie problemy. Przy niej nie czułam głodu, bólu, strachu ani zmęczenia. Miałam myślo- i słowotok, co dla introwertycznej z natury osoby było bardzo pociągające..

No i pociągnęło za sobą - z imprez, na których miało się powera i pewnego rodzaju nadświadomość, swoją ekipę i poczucie wyjątkowości, aż do czarnej dziury jaką było używanie przez okrągły tydzień, w obawie przez tzw. zwałką, w której miałam psychozy i dokonywałam samookaleczeń..

Tydzień bez snu i jedzenia. A po nim organizm padł - na 24 godziny odcięło mnie. Gdy się obudziłam byłam spuchnięta i nie ogarniałam świata. Gdzieś tam w duszy zagrało, że to nie moje życie, że tak nie chcę.. To była długa droga, na której nie raz zaliczyłam glebę, ale udało się choć skłonność do uzależnień pozostała.

Generalnie albo coś robię na 100% albo nie robię tego wcale, lub też po najniższej linii oporu. Zatracam się w czymś co mnie pochłania i gubię wtedy poczucie czasu i zdrowy dystans, albo zmuszam się do wykonania obowiązków w trybie autopilot. Źle znoszę rutynę, choć wiem, że jest częścią życia. Potrzebuję tworzyć, zmieniać, iść w jakimś kierunku zamiast kręcić się jak chomik w kołowrotku. 

Pracuję cały czas nad sobą i staram się robić zarówno to co powinnam jak i to co w duszy zagra w rozsądnych proporcjach, choć zaburzenie typu borderline niekoniecznie w tym pomaga.. Czasem mam wrażenie, że tylko zmieniam moje '-holizmy'.

Działam pod wpływem impulsu, jestem emocjonalnym wrażliwcem, choć życie hartuje mnie tak mocno, że czasem zakładam zbroję, trzymam gardę i nie dopuszczam do siebie nikogo. Jednak najbardziej w świecie potrzebuję zaufanych, dobrych, kochających i wspierających osób. Doceniam, że takich mam choć ciężko mi tę wdzięczność wyrażać ♡

Są jednak też tacy, którzy próbują mnie zawłaszczyć poprzez kontrolę, manipulacje, zastraszanie.. Używają mnie do karmienia swojego wątłego ego i karzą za niesubordynację. Jednak za bardzo cenię W O L N O Ś Ć aby dać się podporządkować czyjejś wizji świata.

Nie chcę też dać się zawłaszczyć używkom, staram się zamieniać to co mi nie służy na 'dobre uzależnienia' takie jak sport, majsterkowanie lub pisanie. 

Teraz patrzę na to jak uzależnienie zabija mojego tatę, który nawet w obliczu ciężkiej choroby nie potrafił zrezygnować z %. Całe  życie czułam się mniej ważna niż ta 40% 'pani'. 

Ta suka wódą zwana odebrała mi też miłość mojego życia - człowieka, przy którym moje rozsypane elementy składały się na nowo w jedną całość, przy którym śmiałam się więcej niż w całym swoim życiu, którego szczerze kochałam, bo swego czasu rezonowało między nami wszystko..

Nie pozwolę już jednak na to, żeby być na drugim miejscu. Czas przerwać rodzinny schemat i być z człowiekiem, który ma poukładane wartości, albo być samej.. Wszystko jest lepsze, niż dawanie przykładu, szczególnie Synkowi, że alkohol to ucieczka od problemów. 

Alkohol to problem - wypacza myślenie, pozbawia honoru, wartości, uczuć wyższych. Człowiek staje się emocjonalnie odrętwiałym zombi i jedyne co go obchodzi to zalać swoje sumienie i cierpienie wódą, aby chwilowo nie czuć bólu..

Może przez chwilę czuje się panem sytuacji, ale tak na prawdę to bóg alko panuje nad nim - nakazuje mu robić rzeczy, z których myśląc trzeźwo nie byłby dumny. Odbiera mu pieniądze, wartości, siłę, zdrowie, honor i wolę życia. Zaciska na nim swoje brudne łapska i ciągnie w dół, coraz niżej i niżej.

Najgorsze jest to, że żeby pomóc takiej osobie trzeba.. przestać jej pomagać. Wszystko co dla niej zrobimy zapewnia tzw. komfort picia czyli danie przyzwolenia, bo i tak 'ktoś pomoże' i jakoś to będzie.. 

Poza tym to prosta droga do współuzależnienia - stanu, w którym wszystko kręci się wokół picia/niepicia alkoholika. Stanu pełnego kontroli, paranoi i strachu.. 

Ktoś kto wybiera alkohol ponad relacje, rodzinę, ambicje i wolność musi ponieść konsekwencje swojego wyboru i po prostu to stracić. Musi dotknąć swojego dna i podjąć decyzję czy tam zostać czy się od niego odbić. Musi wziąć odpowiedzialność za swoje życie zamiast zwalać ją na innych użalając się, że tylko jego problemy są tak ciężkie, że sam nie da rady ich unieść. 

Ponoć dostajemy od losu tylko taki bagaż, z którym jesteśmy w stanie sobie poradzić. Mam nadzieję,  że i ja udźwignę mój.. Czeka mnie trudny czas, w którym będę musiala postawić swoje wartości ponad uczucie i strach o osobę (i przed osobą), która znaczy(ła) dla mnie tak wiele.. Na której wsparcie liczyłam tak bardzo, a stała się kolejnym problemem w moim i tak zagmatwanym życiu.

Jest to przykre i boli, ale ten ktoś dokonał wyboru i nie byłam nim ja. Teraz to ja muszę dokonać swojego - dać się wkręcić w rodzinny schemat życia u boku alkoholika czy wyjść z tego i zacząć nowe, zgodne z moimi wartościami, choć pewnie nie raz trudne i bardziej samotne życie. 

Wybór dokonany. Chcę przerwać schemat. Nie chcę nieść go dalej. Niech moc będzie ze mną...




Komentarze

  1. Pozostając pod wielkim wrazeniem tego postu, jestem w stanie napisać na razie "Niech moc będzie z Tobą"

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Na rozstaju dróg...

On(i)