Na rozstaju dróg...
Coś się kończy więc i coś zaczyna..
Prawdopodobnie tak, lecz gorzej jak kończy się prawie wszystko co twoje i znane, wszystko co cię określa jako człowieka, wszystko co kochasz i czemu poświęciłaś/eś większość swojego życia.
Można wtedy stracić grunt pod nogami. Można zacząć wątpić w sens tego wszystkiego. Można się po prostu bać.
Tak boję się. Przyszłości czającej się za rogiem - obcej, brutalnej, zachłannej, takiej co odbierze mi moje świętości..
A co mogę stracić? Rodziców, którzy synchronicznie przygarnęli 'uszczypliwe zwierzątka', ukochane dzieci - sens mojego życia, które postanowił ode mnie odsunąć pan- jeszcze- mąż w obrzydliwie perfidny i zakłamany sposób, pracę - jeśli batalia rozwodowa przybierze na sile..
Teoretycznie powinnam też coś zyskać, ale tu jakoś czarna plama. Pewnie kolejne życiowe doświadczenia.. pewnie twardszy tyłek, a może nawrót depresji, która ostatnim razem przykuła mnie do łóżka na kilka długich, zimnych miesięcy.
Wychodziłam z niego po to, by mechanicznie ogarnąć minimum spraw, takie działanie na autopilocie na wyjechanych bateriach, na resztkach silnej woli napędzanej odpowiedzialnością za dzieci - te moje i te, mi powierzone, za zwierzyniec zdany generalnie tylko na mnie, no i ogółem chciałam żyć moim aktywnym życiem, ale siła magnetyczna wyra i koca wygrywały.
Gdy już z nią na chwilę wygrywałam i wychodziłam np z psem na spacer wracała dawna ja - ciesząca się życiem, celebrująca chwilę, która trwa🤍 ale już po powrocie porywała mnie znów czarna otchłań- jeden wielki strach i lęk..
Boję się, że wraz z jesienią wróci ona - depresja, która wcześniej wydawała mi się wyimaginowanym kotem w głowie, czymś nad czym można łatwo zapanować. Ale teraz już wiem, że tak nie jest.. Nie doceniałam wcześniej tego przeciwnika - teraz wiem z kim gram, czuję respekt i staram się nie dać znów powalić na deski..
A zaczyna się niewinnie. Często od 1 kosmatej myśli, że z czymś się nawaliło, że coś poszło nie tak jak miało.. a później ta myśl się kłębi w głowie i przywołuje kolejne czarne, i staję się obsesyjnie natarczywa. Nie daje spać, cieszyć się życiem, nie daje spokoju, przyspiesza oddech i bicie serca.. Odbiera wszystkiemu sens.. Zabiera energię do życia, paraliżuje (-.-)
Staram się tłumaczyć sobie, że wszystko dzieje się po coś, że wszystko ma głębszy sens, dokądś prowadzi, z czasem składa się w logiczną całość, że dzieje się tylko to co ma się dziać, że czasem trzeba z tym po prostu płynąć zamiast walczyć..
Mimo wszystko czuję strach. I ciężko znaleźć mi dla niego ukojenie.. Pierwszy raz nie wiem kim jestem, gdzie jest moje miejsce. Mój świat rozpada się na atomy i nie wiem czy będę miała moc poukładać go na nowo. Nie wiem czy starczy sił i motywacji, bo one zawsze płynęły gdzieś z zewnątrz - z oczekiwań rodziców, męża, dzieci.. Teraz muszę to znaleźć w sobie - siłę by poukładać swoje życie tak, aby było mi w nim wygodnie (*´-`)
Szukałam "drogi" do siebie,bo też pisze "Na rozstaju dróg" i wpadłam przez pomyłkę..Zostaje
OdpowiedzUsuńMiło mi powitać ♡
UsuńRozgość się wygodnie w moich skromnych progach, a i ja chętnie Cię odwiedzę tylko poproszę namiary :)