On(i)

 Pojawił się w moim życiu, gdy najbardziej tego potrzebowałam. Ukoił ból przeszłości i ten, z którym wówczas przyszło mi się zmierzyć - pierwsze dzielone wakacje, a tym samym pierwszy miesiąc bez moich dzieci...

Miłość jaką we mnie wtedy obudził dodała mi ogrom siły, pewności siebie i wiary w lepsze jutro. Nigdy wcześniej nie czułam się tak wysłuchana, zrozumiana i... bezpieczna, choć daleko mu do oazy spokoju. A jednak to w tych wytatuowanych ramionach czułam się jak w domu, w tych szalonych oczach widziałam troskę i dobro, a Miłość z Nim rozpuściła we mnie wszystkie blokady..

Zaimponował mi swoją siłą, bo zniósł w życiu to co mi wydawało się nie do przeżycia - stratę wszystkich bliskich i wolności na długie lata.. Ta siła udzieliła się też mi w czasie kiedy byłam jej totalnie pozbawiona.

Te wakacje miały być nie do przeżycia, a na pewno nie na trzeźwo, bo totalnie nie radziłam sobie z tą sytuacją - z rozpadem rodziny, dzieleniem wakacji, samotnością i poczuciem bycia zbędną. No i w sumie to upiłam się w nie miłością do niby obcej osoby, która w kilka chwil stała się tak bliska.. 

Był męski, a przy tym czuły, pewny siebie choć też wrażliwy, zaradny, chętny do pomocy, inteligentny, także emocjonalnie, z poczuciem humoru i dystansem do siebie.. Tworzył obraz ideału, z którego tylko czasem zsuwała się delikatnie maska..

To był najwyższy lot w jaki dałam się porwać, ale upadek z tak wysoka boli cholernie.. Właściwie to ledwo wtedy z tego wyszłam. A zdarzył się, bo okazało się, że osoba, której zaufało się bezgranicznie nie jest do końca tym kimś za kogo się ją miało, a może jest, ale przegrywa wojnę ze swoimi demonami. 

Wtedy wydaje się, że lepszy diabeł znany niż ten obcy - nieprzewidywalny. Wtedy szuka się bezpieczeństwa w tym, co może i złe, ale stabilne. Wtedy popełnia się błąd i próbuje naprawiać to co dawno umarło, ożywić trupa..

Teraz już wiem, że nie warto. Żałuję, że nie potrafię zatrzaskiwać drzwi i widzieć ludzi 0-1 -kowo - bez tłumaczenia ich i próby zrozumienia, ale to niestety syndrom DDA.. Akceptujemy więcej niż powinniśmy i doszukujemy się winy w sobie, liczymy na magiczną przemianę..

Teraz, gdy znów wali się mój świat znowu jest On - źrodło mojej siły, ale też największa słabość, Miłość, ale też niepewność.. Nie chcę już runąć, a więc i nie zrywam się do lotu. Stąpam ostrożnie i oceniam sytuację.. Z jednej strony pomaga znieść to, co było by nie do zniesienia, z drugiej sam sieje czasem zamęt i budzi niepokój.

Stawka za tą relację staje się zbyt wysoka.. Jeśli chodziłoby o cokolwiek innego, walczyłabym do upadłego, aby udowodnić swoje racje. Ale tu chodzi o opiekę nad moim synkiem. Tak bardzo chciałam dać mu Dom - bezpieczny, kochający, wspierający. Ciepły, w którym można być sobą, w którym ludzie są ze sobą i za sobą bez względu na problemy.

Z Jego ojcem wiem już, że to nie wyjdzie. Wreszcie mentalnie zamknęłam ten temat po wielokrotnym dawaniu 'ostatniej szansy', po rozstaniach, powrotach, kłótniach, cichych dniach.. Po kłamstwach, poniżaniach, przemocy pod każdą możliwą postacią.. a przede wszystkim po długich latach totalnej samotności, braku bliskości, zrozumienia czy szacunku. Niby razem, ale tak daleko jak to tylko możliwe. 

Teraz człowiek, który miał mnie wspierać i dawać poczucie bezpieczeństwa, ten któremu urodziłam dzieci i dla którego chciałam być jak należy, mimo moich demonów w głowie, niszczy mnie z zimną krwią.. Odbiera wszystko co kocham, na czym mi zależy. Manipuluje otoczeniem, tak aby na moim tle grać tego dobrego, pokrzywdzonego misia..

Przeraża mnie to do czego jest zdolny. Jak w białych rękawiczkach niszczy wszystkich i wszystko wokół. Jak pozbawiony jest jakichkolwiek skrupułów.. Nie mam już dla niego miłości, bo za wiele razy mnie zawiódł i okłamał, ale nie potrafię też czuć nienawiści.. Za to od niego czuję ją całą sobą ●

Czasem mi go nawet żal. Współczuję mu, bo wiem, że w środku jest tylko zagubionym małym chłopcem, niedokochanym, przez lata nieakceptowanym. Chciałam mu to wszystko wynagrodzić, postawić na piedestale żeby poczuł się wreszcie ważny. I tak się stało, ale jak ktoś czuje się ze sobą źle, nic nie wart w swoich oczach, to Ci który dążą go szacunkiem i miłością stają się dla nich totalnym zerem..

Wiem, że moim priorytetem jest teraz Syn. Dla niego byłam w stanie poświęcić się latami w relacji, w której nie czułam się kochana, a teraz jestem w stanie poświęcić tę, w której czuję Miłość.. Tak bardzo chciałam dać mu dobry wzór fajnego faceta, choć On i bez niego jest cudownie kochany i zdaje się być ponad to w czym się wychowuje ♡

Córka jest już dorosła. Mimo zaufanej i bliskiej relacji, jaką tworzyłyśmy przez lata, obecnie zaślepiona nieco chęcią posiadania, dała się zmanipulować i kupić. Pogubiła się w swoich wartościach i dała omamić. Zadała cios,  który rozbił moje serce na milion kawałków.. 

Ale jako Mama zawsze będę na Nią czekać. Zawsze będę Jej kibicować i zawsze przyjmę ją pod swoje skrzydła z powrotem, gdy te Jej kiedyś może połamie życie i nie bedzie chwilowo wiedziala jak na nich latać.. 

Chcę Jej szczęścia, ale nie tego pustego, materialnego. Jednak do tego musi dojść już w życiu sama - do ustalenia, co jest w życiu ważne, a co jest tylko jego pozorną namiastką. Tego uczy czas i życiowe doświadczenia, a nie mama narzucająca swoje zdanie. Poczekam ♡



Komentarze

  1. Pierwsze słowa jakie mi się cisną na klawiaturę,to banalne "jakbym czytała o sobie" ,tyle,że ja mam tylko córkę ,wciąż meża ale przede wszystkim jestem za słaba,żeby cokolwiek zmieniać...
    Owszem,u nas to "niedogadanie" i "niedopieszczenie" to nie jest stan permanentny,popadamy w skrajnosći a aktualnie jesteśmy na wyżynach.Czyli jest ok,ale wiem jakie to kruche i ulotne..wystarczy słowo,gest albo gorsza pogoda :(
    Podziwiam Cię za siłę.
    Piszesz o swoim DDA i jego niedokochaniu..ładnie i trafnie to ujełaś i mam nadzieję na ciąg dalszy i happy end oczywiscie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Happy end raczej nie będzie bajkowy.. Nie będzie 'żyli długo i szczęśliwie'. A przynajmniej nie z żadnym z 'nich', choć oboje wiele mnie nauczyli i po prostu musieli się zdarzyć ♤
    Teraz happy endem będzie dla mnie wyjście cało z toksycznych relacji, w które jestem równolegle uwikłana, przerwanie błędnego koła i rodzinnego schematu ◇
    Nie pisz, że jesteś słaba, bo dźwigasz wiele i dajesz radę. Raz lepiej, raz gorzej, ale jednak do przodu. Pamiętaj, że póki walczysz jesteś zwycięzcą ♡

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Na rozstaju dróg...

Alko i inne używki