Blizny

 Czas goi rany, ale czasami zabliźnia te, które nie zostały wystarczająco oczyszczone i mimo, że na zewnątrz wszystko wygląda cacy, to wewnątrz toczy się stan zapalny..

Takie podgojone rany przypominają o sobie w różnych momentach, czasem wystarczy je drasnąć, aby zaczęły boleć na nowo. 

Trigerują mnie na pozór nieszkodliwe sytuacje, coś co po innych spłynęło by jak po kaczce u mnie wywołuje szereg skojarzeń i często psychozy. 

Staram się nie spychać tych negatywnych emocji tylko przepracować je na nowo, oczyścić się ze skojarzeń i wygoić wreszcie dawne rany. Tłumaczę sobie, że teraz okoliczności są inne, że na więcej rzeczy mam wpływ i że nic już mi nie zagraża.

Dopuszczam do siebie trudne emocje i wspomnienia, pozwalam sobie je odczuć i oswoić. Nie walczę z nimi i nie zagłuszam. Akceptuję. Choć był czas, że dawałam im upust poprzez wsciekłość i (auto)agresję. To takie wewnętrzne katharsis, które ostatecznie leczy to co nieprzepracowane. 

Mówi się, że pół życia nabywamy rany, a drugie pół się z nich leczymy. Choć niektórzy wolą się od nich odcinać i zaprzeczać ich istnieniu uciekając w znieczulacze - używki, pracoholizmem czy bezrefleksyjne działanie na autopilocie. To co wyparte nie znika jednak, traumy niosą się pokoleniowo, nie pozwalają zaznać wewnętrznego spokoju.

Akceptuję swoją historię, staram się czerpać z niej siłę. Daję sobie prawo do błędów i potknięć. Staram się słuchać głosu intuicji i za nim podążać, nawet jak pcha mnie na nienajłatwiejszą drogę.. Często postępuję wbrew logice, ale w zgodzie z tym co w duszy gra.

Wierzę, że każdy ma jakąś zapisaną drogę, że nawet jak z niej zejdziemy to i tak los pokieruje nas na 'właściwe tory', choć nie zawsze te proste. Każde zdarzenie ma sens i dokądś prowadzi, a każda napotkana osoba czegoś uczy - pokazuje nasze słabości i braki, którymi trzeba się zająć lub koi to co samemu ukoić trudno. 

Czasem ktoś staje się inspiracją do zmiany. Wg buddyzmu wszystko co dostrzegamy i podziwiamy w innych możemy sami osiągnąć. Dlatego warto otaczać się świadomymi i pozytywnymi ludźmi, którzy poszukują głębszego sensu zamiast tkwić w wyuczonym i narzuconym przez system schemacie.

Wszystkie doświadczenia tworzą głębie i pozwalają żyć do bólu prawdziwie, choć czasem potrafią przytłoczyć lub boleśnie skopać tyłek. Bez nich jednak życie byłoby mdłe i nijakie, płytkie i bezrefleksyjne. 

Teraz, na ciemnoszarym tle chciałabym malować już tylko jasnymi kredkami. Niby to ode mnie zależy jakie wybiorę i co z nich stworzę, jednak czuję niepokój, bo za dużo ludzi chce oceniać 'moje dzieło'. Choć tak na prawdę wiem, że kierują nimi schematy i oceniają przez własny pryzmat, stereotypy i ograniczenia. 

Moje dzieło nie mieści się w narzuconych ramkach, nie jest też żadną kopią. Jest niedoskonałe, pełne plam i niedociągnięć. Ale jest moje ♡

A blizny te na ciele i w duszy tworzą mapę mojego życia. Staram się by już nie dokuczały, choć to nie łatwe, bo czasem ktoś o nie zahaczy. Wierzę jednak, że gdy wygoją się zupełnie to nikt ani nic nie będzie w stanie ich już zaognić ☆

Komentarze

  1. Jak to mówią,"skoro nie jest dobrze,to jeszcze nie koniec,bo na końcu zawsze jest dobrze".Bardzo chciałabym w to uwierzyć :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Na rozstaju dróg...

On(i)

Alko i inne używki