Hera
Na początku wydaje się, że ma się nad tym kontrolę.. Że polatam trochę, a później odstawię.. Że teraz tego potrzebuję żeby życie bolało ciut mniej, żeby zdystansować się do problemów.
Szybko To staje się problemem i uzależnieniem. Bez działki panaceum jest się na głodzie psychicznym i fizycznym. Odczuwa się ból, a wszystko co trudne przeraża jeszcze bardziej niż wcześniej.
Tak zapewne jest z prawdziwą herą, z narkotykiem, który szybko daje euforię i uzależnia praktycznie od pierwszego użycia. Później już nie daje wysokich lotów, ale bierze się go żeby poczuć się lepiej, na chwilę dobrze, żeby ukoić ból.
Taką herą jest też miłość, szczególnie ta niezdrowa- budowana na emocjonalnych deficytach, przynosząca chwilowe ukojenie niezaspokojonych dotąd potrzeb. Uzależnia szybko i staje się zarówno zbawieniem jak i klęską.
Często wiąże się ze współuzależnieniem biorcy i dawcy przynosząc jednej i drugiej stronie pozorne korzyści. Zabiera jednak autonomię i tworzy toksyczną symbiozę, w której dwie strony mają poczucie, że bez siebie zginą.
Z jednej strony karmi, koi i daje siłę, z drugiej zabiera wolność, zdrowe spojrzenie na sprawę z boku, dopuszcza się nadużyć, wieje desperacją.
Szybko okazuje się, że jednak nie ma się nad tym kontroli, a że to uzależnienie ma kontrolę nad człowiekiem. Próba odstawienia paraliżuje i boli fizycznie i psychicznie. I choć wydaje się jedynym słusznym rozwiązaniem to szpony nałogu trzymają za mocno..
Czuję, że zatoczyłam koło, że weszłam z powrotem w to, z czego z trudem kiedyś wyszłam. Bilans zysków i strat wychodzi na minusie i jasno pokazuje, że ta relacja idzie nie w tą stronę, w którą chcę iść.
Z drugiej strony inne relacje i uczucia wydają się przy niej płytkie i nijakie. Przypominają suchy okład, transakcję lub grę. Choć tak naprawdę to jest gra - uzależniająca, wciągająca i niebezpieczna jak hazard lub właśnie narkotyk - najsilniejszy ze wszystkich, serwujący koktajl emocjonalno-hormonalny, który ciężko odstawić.
Ciężko też w takim uwikłaniu myśleć tylko o sobie i swoich interesach, bo po drugiej stronie jest żywy Człowiek- pogubiony i słaby, choć często przybiera maskę twardziela będącego ponad swoje problemy. Jednak problemy gniotą Go tak bardzo, że nie umie udźwignać ich sam.
Każdy ma swój bagaż, nie zawsze lekki i powinien umieć pozbywać się balastu, którego nie ma siły już nieść. Nie zawsze jednak umie zrobić te porządki sam, odciąć się od przeszłości i zacząć z lekką głową na nowo.
Sama taszczyłam walizę przykutą kajdanami, do której bałam się zajrzeć. To przy Nim odpiełam balast przeszłości i odcięłam się od trudnych doświadczeń, bo wysłuchał, nie oceniał, zrozumiał. Sam miał jeszcze bardziej traumatyczne przejścia, a potrafił być ponad to.
To dało mi siłę i moc. Był inspiracją, że da się mimo wszystko cieszyć życiem i nie myśleć o tym co było. Jednak ta siła była pozorna, a Demony w nim wcale nie są oswojone lecz co najwyżej uśpione i zagłuszane szybkim i nieodpowiedzialnym życiem. Budzą się, gdy tylko zwalnia tempo i dopuszcza myślenie. A wtedy kabaret zaczyna się od nowa..
Nie chcę już uciekać. Zaakcepowalam swoje doświadczenia, błędy i porażki. Dałam sobie do nich prawo i nie linczuję się już za podjęte decyzje i wybory, choćby niewiem jak nierozsądne były. Rozumiem, że za każdym z nich stała niezaspokojona potrzeba, której nie zaspokoiłabym w żaden inny sposób.
Staram się podchodzić do siebie z czułością i zrozumieniem zamiast działać sobie wbrew. Nie pozwalam już innym kierować swoim życiem i dokonywać wyborów za mnie, bo nikt nie drepcze w moich butach, tylko ja sama wiem jak mi w nich jest. Choć chwilowo nie wiem, w którą stronę iść żeby nie zgubić się na dobre.
Staram się dopuszczać głos intuicji, która czasem krzyczy głośno, że nie tędy droga! Zaraz potem przyćmiewa ją strach, współczucie, potrzeba ukojenia, odpowiedzialność i właśnie uzależnienie emocjonalne w całej swojej krasie..
Być może potrzebna mi konkretną szokoterapia, sięgnięcie swojego dna żeby móc się od niego znów odbić i otrząsnąć z tego co ciągnie mnie w dół. Jednak jest też nadzieja, że sprawy poukładają się tak, jak na to liczę, choć coraz mniej w to wierzę.
Wiem, że jak każdy odpowiedzialna jestem za swoje życie i wybory i że nie mam takiej mocy, aby wpłynąć na decyzje i życiowe wybory innych. Daję prawo wyboru dorosłemu człowiekowi do tego co chce zrobić ze swoim życiem. Z szacunku i miłości. Jednak z Jego strony nie czuję takiego przyzwolenia. Coraz bardziej czuję się uwikłana i zawłaszczona..
Czuję się jak w kołowrotku, lub na huśtawce - ciągle góra dół. W jednym ani drugim nie ma miejsca na progres, a bez niego tkwi się w miejscu czego nie chcę. Dla mnie życie to droga, rozwój, eksplorowanie życia nie zawsze prostymi drogami. Można błądzić, zbaczać z drogi, jechać czasem tymi wyboistymi lub pełnymi zakrętów. Czasem odpocząć, zjechać na poboczę, zaliczyć kraksę lub rozgracić. Byle złożyć się na nowo i jechać dalej. Przed siebie- w określonym kierunku a nie w kółko, bo wtedy nic nie ma sensu. .
☆☆☆♡♡♡☆☆☆
Uzależnienie emocjonalne to chyba mój jedyny nałóg.Zatracam w nim siebie,gubię swoje ja,nie wiem kim jestem i czego chce..
OdpowiedzUsuńZatem witam w klubie.. Dokładnie dzieje się tak, jak opisałaś.. :/ Zdecydowanie jest to najsilniejszy nałóg, bo potrafi przyćmić wszystkie inne. Niby wiem z czego wynika i teoretycznie jak sobie z nim poradzić, ale praktyka leży. A próby 'odstawienia' budzą tę część mnie, której sama się obawiam..
OdpowiedzUsuńPóki co daję sobie przyzwolenie na miłosny haj, bo go potrzebuję ♡ To jak z psychotropami - niby naginają obraz rzeczywistości, ale czasem ratują życie ♤♡◇