Ból..

 Kiedyś ten fizyczny był nie do zniesienia. Wywoływał płacz, bunt i potrzebę ukojenia. Na zdarte kolanko pomagał 'magiczny plasterek' i troska mamy...

Z czasem okazało się, że jest też gorszy rodzaj bólu - ten pochodzący ze środka, z emocji, z poczucia niesprawiedliwości, samotności, wstydu.. Niewidoczny, a jednak bardzo dotkliwy. Przez lata nieukojony bo czasy takie..

O emocjach raczej się nie mówiło, przynajmniej nie w moim domu. Trzeba było robić co należy, czasem dając się ponieść spontanicznej radości, ale miejsca na płacz 'bez powodu' już raczej nie było. 

A czasem bardzo chciało się płakać..  Chciało się wtulić i poczuć bezpiecznie.. Chciało się nazwać emocje, które we mnie szalały powodując czasem histeryczne napady płaczu i śmiechu.

Brak przyzwolenia na wyrażanie siebie powodował tłumienie emocji do wewnątrz. Na zewnątrz byłam grzecznym, miłym, dobrym i cichym dzieckiem choć w środku szalał emocjonalny armagedon..

W chwilach, gdy bolała dusza ból ciała często był tym dawnym plasterkiem przynoszącym ulgę.. W stresujących sytuacjach często ściskałam pięści tak mocno, że wbijałam w dłonie własne paznokcie. 

Później był czas autoagresji pod różnymi postaciami - od samookaleczeń po kompulsywne i destrukcyjne zachowania. Niestety ta skłonność pozostała, choć teraz staram się nad nią panować i rozładowywać napięcie zamieniając je w kreatywność i działanie. 

Nie zawsze się udaje. Czasem z bezsilności, paraliżującego strachu lub silnego napięcia umysł wybiera drogę na skróty - ulga tu i teraz,  a później konsekwencje tworzą kolejne napięcia i tworzy się błędne koło, z którego ciężko wyjść. 

Czasem jest to wewnętrzna batalia, którą nie zawsze wygrywam. Gdy się uda czuję wewnętrzną dumę, kontrolę nad sobą, siłę. Gdy przegrywam - niechęć do siebie, smutek i rozczarowanie. Staram się jednak nie linczować siebie zbyt długo i zamieniać wewnętrznego krytyka w wyrozumiałego i dopingującego przyjaciela ♡

Najbardziej przeraża mnie to, że gdy stres staje się tak silny, że nie jestem w stanie nad nim w żaden sposób zapanować zdarza mi się 'odcinać od siebie'. Nie czuję wtedy bólu, chłodu, strachu.. Jestem jakby poza swoim ciałem.

Wiem, że jest to reakcja obronna organizmu. Odcięcie pomaga przetrwać to co bolało by za bardzo, żeby to znieść. Boję się jednak, że kiedyś odkleję się od rzeczywistości na dobre..

Boli też ból innych - bliskich cierpiących osób, którym nie mogę pomóc choć tak bardzo bym chciała.. 

Jest jednak wpisany w życie jak i inne wygodne i niewygodne uczucia. Czasem jest ostrzegawczym sygnałem, czasem największym i najokrutniejszym katem.  A na pewno czymś bez czego niemożliwym było by zaznanie ulgi ♡

Trzeba jednak pamiętać by w uśmieżaniu go nie być egoistą i nie ranić innych, bo np. alkohol nie niszczy tylko osoby pijącej lecz jest jak tornado, które zmiata wszystko wokół i tworzy chaos. Taranuje zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i wartości  ludzi związanych emocjonalnie z osobą uzależnioną. 

Rozumiem genezę wszystkich zaburzeń, uzależnień, słabości.. Jest nią właśnie ból pod różną postacią i chęć uśmierzenia go. Nie zrozumiem jednak nigdy ludzi, którzy wolą w tym bezrefleksyjnie trwać nie pracując nad sobą by przerwać błędne koło. 

Kluczem jest umiejętność przyznania się przed sobą do problemu i empatia, aby nie chcieć ranić innych zamiast podejścia 'mi jest źle to tobie też będzie'..


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

On(i)

Na rozstaju dróg...

Alko i inne używki