Kłamstwo

Mówi się, że ma krótkie nogi i za daleko na nim nie dojdziesz. Fakt. Mawia się też, że powiedziane 1oo x staje się prawdą. Poniekąd.
Do mnie trafią jednak najbardziej to, że jedno kłamstwo sprawia, że zaczynasz wątpić we wszystkie prawdy, a ktoś kto wydawał się najbliższą osobą nagle staje się obcy..

Kłamstwo jest wpisane w życie, w ludzką naturę, a raczej kulturę, bo uczy się go od najmłodszych lat pod przykrywką bycia miłym i uprzejmym dla innych, kiedy czasem wcale takim nie chce się być; robieniem rzeczy niezgodnych z samym sobą tylko dlatego, że 'tak trzeba' i tego oczekują inni..

Dziecko rodzi się szczere i autentyczne. Jasno wyraża swoje niezadowolenie, radość, komunikuje potrzeby.. ale później zaczyna się kulturowa tresura - łamanie mu psychy manipulacjami, mniej lub bardziej świadomymi, ze strony opiekunów, innych ludzi, mediów, szkoły..

Zwykłe ignorowanie płaczu niemowlaka 'żeby nie rozpieścić' zaczyna go odcinać od własnych emocji, sprawia, że wątpi w swoją sprawczość i zaczyna się dostosowywać tracąc kontakt z samym sobą. Później machina rusza pełną parą: 'uśmiechaj się!', 'bądź miły!', 'bądź grzeczny!', 'ubierz się ładnie!', 'szanuj starszych!'..

Problem w tym, że nie wszyscy ludzie z automatu na szacunek zasługują, są tacy u których rozum nie idzie w parze z wiekiem i doświadczeniem, a ich intencje są czysto egoistyczne. Takim ludziom trzeba umieć wykrzyczeć w twarz głośne 'NIE!!!', tylko jak ma to zrobić dziecko wytresowane do bycia miłym?!

Później nastolatek, młody gniewny człowiek, który przestaje pokornie przyjmować narzucone odgórne zasady ma swego rodzaju przebłysk - budzi się w nim rebeliant, który przeciwstawia się schematom. Tylko, że nazywa się to 'trudnym wiekiem', 'okresem buntu' i 'burzy hormonów'. 

 No i tak jest.. Nie jest to łatwy czas ani dla dziecka, które przestaje nim być, ani dla opiekunów, którym wymyka się spod kontroli. A tak na prawdę, w moim odczuciu, przeciwstawia się kłamstwu, bo im większa kontrola i gra pozorów tym większy bunt.
To wiek, w którym łatwo się pogubić, bo przestaje się idealizować to co znane - dom, rodziców, zasady;  szuka się swojego miejsca, autorytetów, przynależności do jakiejś grupy ludzi. 

Osobiście buntowałam się przeciw 'szopce' jaką odstawiano wokół - snobistycznym szczęściem na pokaz i upychaniem problemów pod dywan, ocenianiem innych dzieciaków  po pozorach - miejscu zamieszkania, ocenach, opinii, wyglądzie. 

 Młody rebeliant jaki się we mnie wtedy zrodził transformował grzeczną i pilną Kasię z pierwszej ławki w tą zbuntowaną, wytapetowaną i pyskatą z ostatniej, a później omijającej szkołę szerokim łukiem. 

Szukałam prawdy, prawdziwych ludzi i emocji, prawdziwych relacji, szczęścia ale też problemów. Chciałam autentyczności, nie zakłamania pod postacią ładnie zapakowanego 💩 w jakim tak na prawdę siedziałam. 

Towarzystwo w jakie wpadłam takim się z początku wydawało - szczere do bólu, z prawdziwymi życiowymi problemami i pozornym patentem na życie. Nie wiedziałam jednak, że i tam króluje kłamstwo. Tylko zamiast udawać lepszych niż są na prawdę często udawali gorszych..

Maska to jednak maska. A ja chciałam prawdy. Przez blisko 2 lata wydawało mi się, że do prawdziwej natury drugiego człowieka i swojej można dokopać się przez używki. Czułam wyjątkową więź z ludźmi od weekendowego flow, póki i tam wiele razy zostałam oszukana i wykorzystana.

Z czasem i ja przybrałam maskę, stworzyłam alterego i robiłam to czego oczekiwali inni. W środku czułam jednak straszną pustkę i wypalenie. Zaczęłam chorować na silne migreny, hashimoto, dopadały mnie stany lękowe i depresyjne myśli -taka życiowa nicość.

Nie umiałam komunikować swoich potrzeb, bo tak na prawdę nikt o nie nigdy nie pytał. Z góry każdy zakładał, że wie co dla mnie dobre. Nie liczono się z moim zdaniem, póki go w wieku lat nastu i późniejszym nie umiałam głośno wykrzyczeć. 

Rozczarowana życiem i relacjami schowałam swoje potrzeby głęboko, uśpiłam rebelianta  i starałam się zadowalać wszystkich wokół robiąc 'to co do mnie należy'. Odcinalam się od tego co w środku krzyczało zagłuszając to pracą na kilka etatów i właśnie robieniem pozorów, że wszystko jest cacy. 

Weszłam w rodzinny schemat i pięknie grałam swoją rolę szczęśliwej mamy i żony choć moje małżeństwo przypominało więzienną celę z rygorystycznym klawiszem u boku. Samotność, frustracja, zmęczenie, brak wsparcia, rozmowy, bliskości. Wieczne pretensje, pustka, nicość. Oczekiwania nie do spełnienia, wieczna krytyka i właśnie kłamstwa. 

Na byciu szczerą tylko traciłam, bo w relacji z kłamcą i manipulantem zdjęcie gardy nie popłaca - wykorzystuje moment słabości i zadaję bolesny cios. Więc nauczyłam się trzymać gardę wysoko, zakładać maskę, manipulować i robić swoje, żeby choć trochę żyć życiem jakiego w głębi chciałam.

Jednak na dłuższą metę życie w kłamstwie odcinało mnie od siebie. Chciałam szczerości, bliskości, zrozumienia, ciepła, wsparcia, a nie gry pozorów i rozgrywek z serii 'jak zrobię to to on zrobi tamto'. Szukałam prawdy i prawdziwych relacji.

Zaczęłam od tej z samą sobą. Pisałam pamiętniki, składałam myśli, zainteresowałam się psychologią - czytałam książki, chodziłam na terapie, skończyłam różne kursy. Później kontakt ze swoim prawdziwym ja nawiązałam przez praktykowanie jogi, medytacji i nawet buddyzmu ○:) 

 Znalazłam i zaakceptowałam zakopaną głęboko prawdę. Teraz wolę walić nią prosto w twarz niż dalej brnąć w kłamstwo, bo tak na prawdę oszukując innych oszukujemy samych siebie czując się później obco w swoim własnym towarzystwie i zagłuszając myśli używkami pod różną postacią. 

Oczywiście nauczyłam się też tego, że nie z każdym opłaca się być szczerym, otwierać się i ufać, ale wtedy wolę nie mówić nic niż kłamać. 

Lata temu poznałam osobę bliską memu ♡, z którą mam bardzo podobne losy i która jest moją życiową kotwicą na zakrętach. Przyjaciółkę przez duże P,  której tak bardzo potrzebowałam, choć zrozumienia zawsze szukałam w męskich ramionach..

W naszej relacji możemy być sobą bez masek. Wiemy o sobie wszystko, a i tak się kochamy 😆🥰😘 Nie ma kłamstwa, ściemy, jest zrozumienie, tolerancja i prawda- choćby czasem do bólu. Ale liczą się intencje - wiemy, że chcemy dla siebie dobrze ♡

Wiele też się od siebie i o sobie uczymy i choć wszystkie znajomości i relacje czegoś uczą, to wiem, że ta jest najbardziej wartościowa, wspierająca i budującą że wszystkich 💖💗💓
Mam nadzieję, że będzie trwać, a nawet wewnętrzny spokój i pewność, że tak właśnie będzie 🫂

Chciałabym właśnie taką dobrą, szczerą i wspierającą relację mieć z życiowym partnerem, ale tracę wiarę, że jest to możliwe. Coś co takim wydawało się być legnie w gruzach za każdym razem, gdy na światło dzienne wychodzi właśnie kłamstwo ♤

Wtedy w mojej głowie powstaje blokada, bliska osoba staje się kimś obcym a wszystkie 'prawdy', w które chciałam wierzyć poddaję w wątpliwość..

Tak na prawdę brzydzę się kłamstwem i ludźmi, którzy nie mają jaj, aby przyznać się chociażby samemu przed sobą jak jest i coś z tym zrobić jeśli czują, że to jest złe, destrukcyjne i krzywdzące siebie i innych. Wolą brnąć w swoje ściemy i odstawiać szopki mydląc oczy, że wszystko jest super. 

Tylko, że nie jest. A błędne koło wstydu i ściemy toczy się nadal.. 






Komentarze

  1. Prawie każde zdanie pasuje tu do mnie i pewnie większosci ludzi,która to przeczyta.Niestety,ale trafiłaś w sedno problemu.
    Dobrze napisane,tak bardzo trafia,że aż boli i dziękuje Ci.
    Pozdrawiam,Simera

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

On(i)

Na rozstaju dróg...

Ból..